Nie powiodły się nasze nurkowania niedzielne. Ekipa wcale mocna - sporo naszych doświadczonych kolegów i klubowiczów. Wszyscy ciekawi, co zastaniemy na pozycji Porcelanowca, czym jest tajemnicze COŚ, wielkie na 40metrów... Kiedy wypływaliśmy z portu było całkiem dobrze, część z nas śmiało zabrała się do śniadania - skoro tak spokojnie... ;)
Jednak, kiedy dopływaliśmy na pozycję Porcelnowca niespełna godzinę później, fale w krótkim czasie zaczęły rosnąć a przechyły nie wróżyły łatwego powrotu na pokład po nurkowaniu ...zatem zawróciliśmy - nic na siłę! W drodze powrotnej kilka osób złożyło daninę Neptunowi, fale zalewały co rusz pokład a nasze zestawy nurkowe szybko pokryła tafla lodu ;)
Jeśli nie wierzycie, to sami sprawdźcie na filmie poniżej, jakie warunki u nas panują. Prezentujemy historię o dzielnym Kaskelocie. Bo pierwszym w tym sezonie lodołamczem na Motławie był nasz Kaskelot. Już w jego ślady poszły inne jednostki... Oto →jak walczył Kaskelot (wybaczcie nam drobne aluzje z zupełnie innej beczki ;))
A jakże! Pod naciskiem pań w drodze powrotnej postanowilismy uwolnić pewne ptaszysko, które zapomniało odlecieć do ciepłych krajów. Otóż na środku Motławy, na krawędzi wyrąbanego przez dzielnego Kaskelota toru wodnego utknął łabądź. Sierota miał szare opierzenie, zatem to jego pierwsza zima w życiu. Pierzasty gluptas zapewne skutkiem dokarmiania stracił instynkt ...i został. Ale wpakował się w grubą kabałę. Był całkiem żywotny, syczał, wierzgał, szarpał się ale nie mógł ani maszerować ani popłynąć ani polecieć... coś było nie tak.
Odbyliśmy konsultacje telefoniczne ze znajomymi ornitologami, którzy dali nam do zrozumienia, że los łabędzia już przesądzony, już po nim, natura nie zna sentymentów! Jednak nasze panie się uparły a sprawę w swoje rece (dosłownie :)) wziął Jaro Kurek. Wylazł na lód (do spółki z dwoma "naganiaczami"), chycił ptaszysko i wyciął sporawą bryłę lodu, która przymarzła do jego skrzydła...
Teraz powstał problem, co dalej. Ptak popłynął z nami na Ołowiankę. Tu pasażer na gapę szybko czmychnął i ...o zgrozo! - wskoczył między nabrzeże sąsiedniej posesji a zdezolowane larseny. Łabądź - samobójca! Postanowiliśmy dać mu spokój... przetrwał kolejną noc, dostał solidnie jeść, odzyskał łabędzią moc i ruszył w swoją stronę, pewnie wpakować się w nową kabałę. Przy okazji - czy wiecie, że ZOO nie przyjmuje zapodzianych ptaszysk, schronisk zimowych nie ma a straż miejska może zabrać taką pticę co najwyżej do uśpienia. Miejmy nadzieję, że młodziak da sobie radę! Zdaniem zaprzyjaźnionych ornitologów jego szanse nieco wzrosły...
Wszyscyśmy byli tak zaaferowani, że nikt nie sfotografował samej akcji. Zatem mamy tylko kilka zdjęć łabądka samobójcy i grona wyzwolicieli ;). Film o Kaskelocie w naszej Galerii
Meniolowi Szpeniolowi dziękujemy za udostępnienie zdjęć :)