To był ciężki weekend... W planie wraki w okolicach Łeby i Władysławowa. Na pokładzie nowa załoga, więc w piątek ćwiczyliśmy parkowanie na wraku i obsługę nurków. Prognozy nie sielankowe ale nic nie zapowiadało fiaska...
Znów komplet na pokładzie, trzeba było odmawiać chętnym - widać nasza propozycja się podoba... :) Nad ranem ostrzeżenie o porywistym wietrze: ma być nie 3 do 4st.B ale 4-5 w porywach 7. Możemy więc zapomnieć o wrakach z Łeby. Klubowicze i goście zgodnie postanawiają poczekać na kolejną prognozę o 7 rano.
O 7ej nie ma wielkich zmian. Wyglądamy za pirs - woda spokojna... hmm, decydujemy pojechać na Mt Vernona i Christę. To jest plan, który zdołamy zrealizować, zanim wiatr rozhuśta morze. ...tak myślimy, ale nic bardziej błędnego.
Nad Mt.Vernonem ...nie mozemy go znaleść - jak to możliwe?! Kręcimy się dobrą godzinę. W końcu na ekranie echosondy widać potężne echo, uff! ulga - skiper rzuca prosiaka. Wśród nurków poruszenie, wszyscy się szykują... jeszcze raz sprawdzamy na echosondzie, czy opustówka stoi na wraku... nie ma wraku. Do licha nie jesteśmy tu pierwszy raz! Pływamy następne półgodziny na pozycji - NIE MA! Po prostu nie ma i już!
...marna pociecha, że w tym samym czasie inna bardzo już znana i doświadczona jednostka też nie mogła namierzyć wraku w pobliżu. Dobiwszy do portu - w strugach deszczu, w środku szalejącej burzy nasłuchujemy wieści o zaginionych na morzu rybakach. I dumamy nad wyjaśnieniem. Nie mamy sensownego :( Możemy tylko sprawdzać sonar i GPS.
Niedzielne nurkowania odwołane. Kołysze nawet wewnątrz portu.